Cześć Dziewczyny, korzystając z wolnej chwili szybko piszę recenzję! Po produkty Lirene sięgam niezwykle rzadko i to jest chyba pierwszy raz kiedy coś tej marki recenzuję. A peelingi? Te, które troszeczkę mnie już znają wiedzą, że je uwielbiam i dosyć często o nich piszę szukając tego idealnego. Czy taki, gruboziarnisty dla skóry suchej z olejem brzoskwiniowym, zaspokoił moje potrzeby w zakresie zdzierania i szorowania ? Ciekawskie zapraszam dalej.
Opakowanie to plastikowa tubka wielkości dłoni. Wizualnie wypada bardzo dobrze, niestety z jej praktycznością bywa różnie. Jest przezroczysta, a ja sobie bardzo cenię w kosmetykach, bo wszystko widać! Stoi na nakrętce, ale zbiera się w niej woda. Niby plastik jest miękki, ale pod koniec opakowania mam trudności z wyciśnięciem tego co zalega tuż przy nakrętce. Sama nakrętka jest solidna, nic nie wycieka, ma solidny zatrzask i standardowy otwór.
Konsystencja jest żelowa, gęsta i lepka. To są zdecydowanie plusy, bo przez to peeling nie spływa z ciała, ale ładnie się rozprowadza. W kontakcie z wodą wytwarza się delikatna pianka ( w składzie mamy SLES). W żelu zatopione są drobinki raz większe raz mniejsze. Niestety spodziewałam się większej ostrości, i przede wszystkim, ilości. Wydajność zdecydowanie działa na jego niekorzyść, ponieważ już mam go na wykończeniu, a zakupu dokonałam 3 tyg temu jednocześnie nie używając go częściej niż co 2/3 dzień. Kolor jest intensywnie czerwony. Zapach z początku podobny do niczego. Czuć delikatne owocowe nuty, ale szybko staje się bardzo mydlany, typowo kosmetyczny. Ja jednak wolę takie bardziej określone, można by nawet to nazwać jako jedzeniowe aromaty. Ten po prostu mnie już zmęczył.
Działanie tego peelingu sprawdzałam na 2 sposoby. Na mokro wypada przeciętnie i jest stosunkowo delikatny jak na produkt gruboziarnisty. Zdzieranie jest raczej mało intensywne, a powstała pianka delikatnie myje ciało i wtedy wg mnie jest to bardziej peeling myjący. Na sucho wypada już lepiej. Tarcie jest mocniejsze i daje lepsze rezultaty. Jedynym problemem może być ta lepkość, bo na suchej skórze jak się skubany przyczepi to ciężko go sprawnie przemieścić.. Po użyciu skóra jest naprawdę miękka i gładka. Na tyle, że czasem rezygnuję z balsamu na noc. To duża zasługa oleju brzoskwiniowego, ekstraktu z winogron i alg oraz alantoiny i gliceryny. Zero parafiny!
Cena: ok. 14 zł; 200 ml;
Podsumowując, nie jestem w stanie jednoznacznie określić czy to dobry czy zły kosmetyk. Ma swoje mocne (różny stopień zdzierania, wygładzenie skóry, skład) i słabe strony (wydajność, zapach). Do grupy śrdniaków też pójść nie może. Polecam go osobom z niewymagającą skórą, nie koniecznie suchą. Myślę, że do niego nie powrócę, ale skuszę się na coś innego z dużego asortymentu tej firmy.Ostatecznie oceniam go na 3, ale raczej w kierunku do 4 :)
Jakoś ostatnio borykam się z brakiem czasu. Albo to brak umiejętności organizacji czasu.
Trochę mi żal, że opuściłam się w blogowaniu, ale czasem to ostatnia rzecz, którą miałabym robić.
Oby do przerwy świątecznej! Pozdrawiam, Marta
Ja się z nim polubiłam :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie miałam okazji używać produktów lirene :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że mocno zdziera tylko na sucho Ale wielki plus za brak parafiny.
OdpowiedzUsuńOj tak, teraz to prawdziwa sztuka znaleźć kosmetyk bez parafiny...
UsuńNo właśnie szkoda, że kiepski z niego zdzierak :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, dzeejlo
Miałam jeden peeling z Lirene i byłam z niego zadowolona.
OdpowiedzUsuńJa się chyba zaopatrzę w pomarańczowy antycellulitowy, bo na w miarę dobre recenzje
UsuńZ Lirene miałam jedynie Peeling antycelulitowy i byłam zadowolona :)
OdpowiedzUsuńJest na mojej liście do wypróbowania :)
Usuńoh cool, this information is really useful and definately is comment worthy! hehe. I'll see if I can try to use some of this information for my own blog. Thanks!
OdpowiedzUsuńHunter Abbassi
jeux de king