29 grudnia 2016

recenzja: Urban Decay brokatowe eyelinery Heavy Metal

 
Cześć Dziewczyny, Sylwester już za chwilę, więc pomyślałam, że nie będzie już lepszego momentu, aby pokazać na blogu moje odkrycie ubiegłego roku, które każdy makijaż pozwala przeistoczyć w coś niebywałego, co nie pozostaje niezauważone, a wymaga minimum wysiłku. Mowa dzisiaj będzie o eyelinerach brokatowych, ale nie byle jakich, lecz o samych Heavy Metal od Urban Decay, czyli najlepszych w swojej kategorii. Jeśli jesteście ciekawe, dlaczego aż tak dobrze je oceniam zapraszam dalej...






Opakowanie jest wykonane z plastikowej i metolowej części. Plastik jest przezroczysty, więc nie dość, że od razu widać z jakim kolorem mamy do czynienia to jeszcze na bieżąco monitorujemy zużycie. W sklepie kupujemy je jeszcze dodatkowo w kartoniku, dzięki czemu mamy pewność, że nikt go wcześniej nie używał. Na jednym boku kartonika jest pasek z odpowiadającym kolorem brokatu - mała rzecz a mnie ucieszyła, no i miałam pewność, że dostałam w sklepie kolor o jaki prosiłam. Pędzelek jest syntetyczny i ma długość idealną - nie za długi, nie za krótki. Łapie odpowiednią ilość drobinek i pozwala namalować precyzyjną kreskę.


Konsystencja jest żelowa, a w środku znajduje się dużo drobinek brokatu o jednakowej wielkości, jednak ich kolor zależy od wersji - niektóre np. złota zawiera wyłącznie złote drobiny, ale już turkusowa ma kilka odcieni w sobie. Żel po chwili od nałożenia zastyga i nie rusza się aż do czasu demakijażu i to największa przewaga tych eyelinerów nad innymi, z którymi miałam do czynienia - ich trwałość. Dodatkowo na uwagę zasługuje fakt, że nie żel nie niszczy wcześniej nałożonego makijażu np. cieni czy innych eyelinerów. Eyelinery te są wydajne i to bardzo, ale myślę, że to nikogo nie zdziwi, bo nie wszyscy będą po nie sięgać codziennie :) Kolory jakie posiadam z siedmiu dostępnych to złoto (Midnight Cowboy), srebro  (Glam Rock), fiolet (ACDC) , turkus (AMP) i to turkus jako jedyny z tych czterech ma różnokolorowe drobinki - niebieskie, zielone i srebrne oraz podobnie jak ACDC zatopione są w żelu, który ma odrobinę koloru, co można zobaczyć na zdjęciu poniżej. Są bezzapachowe.


Efekt jaki dają jest przepiękny, właściwie to za każdym razem jak mam je na oczach zostaję zaczepiana i komplementowana, co jest bardzo przyjemnym ukoronowaniem mojej pracy włożonej w makijaż, chociaż zazwyczaj komplementujący myślą, że spędziłam nad nim dużo więcej czasu niż to rzeczywiście miało miejsce. Najczęściej nakładam go na jaskółkę z kredki jak widać na zdjęciu poniżej, złoty lub srebrny jako akcent pod klasyczną, czarną jaskółkę, albo w wewnętrzne kąciki i na dolną linię rzęs. Kiedy naprawdę chcę, aby był widoczny nakładam go na powiekę ruchomą, ale uwaga, trzeba wtedy dać mu chwilę w bezruchu na zaschnięcie, bo w przeciwnym razie może się rozmazać, albo nieestetycznie zebrać w załamaniach. Co ciekawe w składzie znajdziemy ekstrakty z ogórka, marchwi i brzoskwini.


Cena: 89 zł; 7,5 ml; Sephora lub na stronie sephora.pl lub urban-decay.pl


Podsumowując, uważam te eyelinery za odkrycie roku i nie wyobrażam sobie bez nich makijaży wieczorowych, zresztą już jestem znana z tego, że coś mi się na oczach iskrzy... Najpopularniejszy jest kolor złoty, nic dziwnego jest piękny i wyrafinowany, doda szyku każdemu makijażowi. Przede wszystkim brawa za trwałość, konsystencję i łatwość aplikacji. Ja nie znalazłam u nich wad, więc gorąco zachęcam do wypróbowania!

Mam nadzieję, że skutecznie Was zainteresowałam, bo naprawdę warto.
Tym bardziej teraz przed Sylwestrem, kiedy w Sephorze jest -25% na wszystkie kosmetyki do makijażu.
Dajcie znać co o tym myślicie.
Pozdrawiam, Marta

2 komentarze:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...