Cześć Dziewczyny, można powiedzieć, że nad tym postem pracowałam nieustannie, gdyż z woskami Yankee Candle mam styczność już jakieś 3 lata i trochę się ich przez mój dom przewinęło. I jak to ze wszystkim bywa - w asortymencie znajduję swoich ulubieńców, ale także pozycje, z którymi najzwyczajniej w świecie się nie polubiłam. Woski, które tu trafiły według mnie zasłużyły sobie na to z wielu powodów (np. przez sztuczny aromat czy nieodpowiednią intensywność), ale pamiętajcie, że jest to ekstremalnie subiektywne zestawienie i każdy ma inne upodobania, więc to co nie podoba się mi może spodobać się nie jednej osobie.
10. Camomile Tea - jako miłośniczka naparu z rumianku srogo się rozczarowałam, ponieważ wosk ma niewiele wspólnego z tym ziołem. Aromaty rumianku, miodu i skórki cytrynowej - zapowiadało się doskonale, jednak żadnego z nich wyraźnie nie
wyczuwam. Dla mnie to ziołowo-orientalna mieszanka zapachowa o bardzo
słodkim, jednakże mdłym charakterze, więc d czasu recenzji na blogu nie sięgnęłam po niego ani razu
9. Citrus Tango - na ten zapach składają się aromaty pomarańczy, limonki i grejpfrutu. Niestety cytrusowe zapachy nie podbijają mojego serca, chociaż w tej tarcie przynajmniej czuć jakieś owoce. Zlewają się jedno w drugie, intensywność należy raczej to tych słabszych, więc nie ma mowy o wielogodzinnym paleniu, a co dopiero to wielokrotne, jak to z niejednym woskiem mogę zrobić.. Co tu dużo gadać, na tle reszty wypada kiepsko.
8. Candy Corn - z jednoskładnikowymi woskami jest taki problem, że na ogół wydają mi się monotonne, no chyba, że to zapach kwiatowy jak lawenda czy jaśmin. W tym przypadku przypuszczałam co mnie czeka po zapaleniu kominka - mdły, nużący i słodki zapach w całym mieszkaniu. Pod tym względem nie zawiodłam się -.-
7. Wild Fig - tu znów mamy do czynienia z jednym składnikiem, znów pojawia się problem monotonności. Za to dużej intensywności nie można mu odmówić, ale to nie działa na jego korzyść. Przypomina aromat suszu z owoców, ale w mydlanym wydaniu. Nie przypasował mi nawet w chłodniejsze dni, więc już kompletnie nie mam dla niego zastosowania.
6. Cassis - bardzo się cieszyłam na porzeczkową wersję zapachową. Szkoda, że tak im nie wyszło. Wosk nie dość, że ma małą intensywność i bardzo szybko się wypala to jeszcze w ogóle dla mnie nie pachnie owocowo, nie mówiąc już o tych nieszczęsnych porzeczkach.
5. Oragne Splash - "Słoneczna eksplozja orzeźwiającego aromatu świeżo zerwanych, soczystych pomarańczy." Czyż nie brzmi to wspaniale? Opisy zapachów potrafią złamać i skłonić do zakupu każdego, nawet ja przez chwilę uwierzyłam, że producent odwzoruje tę woń i zapewni mi wakacyjne doznania w domowym zaciszu... Sztuczny, 'toaletowy', męczący przy dłuższym paleniu, tak najprościej mogę go podsumować, no i brak tu kwasowości tak charakterystycznej dla
cytrusów.
4. Margarita Time - ta sama kolekcja co wosk powyżej. Tym razem w roli głównej limonka. I t w tej tarcie znalazła się cała kwasowość, której zabrakło w pozostałych cytrusowych wariantach, jednak spowodowało to, że wosk jest tak kwaśny i drażniący w odbiorze, że już po pierwszym paleniu wiedziałam, że nic z tego nie będzie.
3. Lovely Kiku - ten zapach wszedł na rynek jako edycja limitowana i pozostał w regularnej sprzedaży. W formie świecy nawet mi się podobał, więc skusiłam się na wosk, ale po raz kolejny przekonałam się, że świece nie są pachną jak woski. Chryzantema oraz kwiat wiśni i wanilia
powinny mi przypaść do gustu, jednak wanilia zdominowała pozostałe nuty
i spowodowała, że zapach jest za ciężki, mdły i raczej jesienny, niżeli
rześki i kwiatowy.
2. Mango Peach Salsa - ta pozycja to 'wosk zabójca'. Pomijając zapach, który mi się nie podoba, ale tragicznym też do nie nazwę, intensywność i długotrwałość są tak duże, że można zejść na ból głowy czy inne dolegliwości, które potrafią towarzyszyć przy takich mocnych woniach. Polecam go wyłącznie osobom bardziej odpornym.
1. Honeydew Melon - to jest mój największy zawód, dodatkowo sprowadzony z USA, więc trochę zachodu z tym było (w Polsce jest dostępny tylko pod postacią średniej świecy). I po co?! Miał być zapach melona, a nie ma absolutnie niczego. Wosk ma intensywność równą zero, więc nawet się nie wypowiem czy producent oddał aromat owocu czy nie...
Niestety ceny Yankee Candle wzrosły i woski kosztują już nie 7, lecz 8 zł i choć złotówka praktycznie nie robi różnicy to stanie się to odczuwalne przy większych zamówieniach. Ja swoje woski zamawiam na Goodies.pl . Jeśli jesteście ciekawe konkretnego zapachu to każda pozycja została podlinkowana do pełnej recenzji, a tam znajdziecie bezpośredni odnośnik do sklepu.
Chętnie dowiem się co myślicie o tych zapachach i jakie są wasze woskowe rozczarowania.
Pozdrawiam, Marta
Nie miałam wielu z powyższych, ale akurat Wild Fig bardzo mi się podobał :D.
OdpowiedzUsuńJa wczoraj dodałam post o ulubieńcach i Mando peach salsa rządzi :D ale ja uwielbiam intensywne zapachy :)
OdpowiedzUsuńChętnie zobaczę, sama się zbieram do zrobienia posta z ulubionymi zapachami, ale u mnie są to raczej te lekkie i kwiatowe :)
UsuńJa Casis i Wild Fig lubię :)
OdpowiedzUsuńcassic i mango uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńJa akurat w tym poście dostrzegam kilku swoich wielkich ulubieńców :)
OdpowiedzUsuń