Cześć Dziewczyny, z małym opóźnieniem, ale w końcu udało mi się zrobić post 'denko' z poprzedniego miesiąca, a właściwie z kilku poprzednich. Poprzednie pojawiło się na blogu we wrześniu i wtedy już myślałam, że jest tego dużo.. Cóż, teraz jest jeszcze więcej! Znajdą się tutaj produkty, o których piszę często, które co chwilę pojawiają się w denkach, ale także jest kilka nowości. Zainteresowane co się sprawdziło, a co nie? W takim razie zapraszam dalej...
- FARMONA Herbal Care suchy szampon Piwonia - w kwietniowym denku TUTAJ pisałam, że powoli chcę odstawić Batiste, gdyż powodował u mnie problemy ze skórą głowy. W ręce wpadł mi ten marki Farmona, jednak nie jest on zamiennikiem 1:1 dla Batiste XXL. Dawał matowe wykończenie na włosach, przedłużał ich używalność, ale nie dawał takiej objętości jak Batiste, ale też nie powodował u mnie podrażnienia. Jeszcze nie wiem czy kupię go ponownie, póki co wróciłam do Batiste.
- BALEA PROFESSIONAL odżywka do włosów brązowych - to już ostatni oridukt tej marki, jaki miałam w swoich zapasach. Żaden mi nie podpasował, dramatów raczej nie było. Po prostu uważam, że na naszym rynku są o wiele lepsze propozycje. Poza tym obecnie wolę bardziej naturalne kosmetyki , więc bliżej byłoby mi do Alverde. Na pewno nie kupię ponownie.
- AVON serum do końcówek Advance Techniques - uff, w końcu je skończyłam, a trwało to chyba wieki. Zaletami tego produktu były na pewno zapach, lekka konsystencja, opakowanie z pompką. Nie pasował mi jednak skład, zawierający już na początku alkohol. Teraz stawiam na tego typu produkty na bazie olejków jak ten z Alterry, tego już więcej nie kupię.
- BUMBLE&BUMBLE INVISIBLE OIL szampon - taka miniatura starczyła mi na kilka wyjazdów, bo szampon jest bardzo kremowy i gęsty. Bardzo dobrze się pieni, dobrze oczyszcza skórę głowy, włosy były miękkie i lśniące. Nie były lejące, ale z drugiej strony podejrzewam, że gdyby był bardziej odżywczy za bardzo by mi je odciążał. Zastanawiam się nad zakupem pełnowymiarowej wersji, ale póki co mam spory zapas innych.
- PHARMACERIS H skoncentrowany szampon wzmacniający do włosów osłabionych - mój ulubiony szampon, jest bardzo wydajny, wygładza, nawilża i dobrze oczyszcza moje włosy. Nie odciążał włosów u nasady, ani nie sklejał. Kupowałam go regularnie, często w dużych ilościach, ale moja skóra głowy szybko się przyzwyczaja i nie reaguje na niego tak pozytywnie jak miało to miejsce na początku stosowania. Robię sobie od niego przerwę, póki co używam szamponów Korres.
- L'BIOTICA BIOVAX maska do włosów Opuncja&Mango - swego czasu maski tej formy uwielbiałam, przetestowałam chyba każdy rodzaj. Później zaczęłam szukać czegoś nowego i o nich zapomniałam. Ta najnowsza wersja przypomniała mi o świetnych właściwościach nawilżających tych masek, jednak zapach był na tyle intensywny, że po pewnym czasie stał się dla mnie męczący. Do tej wersji raczej nie wrócę, ale zaopatrzyłam się już w inną i jestem bardzo zadowolona.
- TANGLE TEEZER szczotka do włosów Original Bubbelgum Pink - o tej szczotce pisałam po raz pierwszy w poście zakupami w 2012 roku TUTAJ, więc nie mały kawałek czasu minął. Doszłam jednak do wniosku, że zasłużyła ona już na kosmetyczną emeryturę i zaopatrzyłam się w nowy egzemplarz, tym razem czarny. Produkty TT polecam, sama mam jedną szczotkę w domu i dwie wersje kompaktowe w torebkach.
- RITUALS RITUALS OF AYURVEDA olejek pod prysznic, pianka do mycia ciała, peeling do ciała - tak jak w poprzedniej serii Rituals of Sakura moim ulubionym produktem z całej marki została pianka do mycia, która rewelacyjnie sprawdza się w połączeniu z rękawicą do mycia z Rossmanna. Peeling również polubiłam, ale tutaj już szybciej jestem w stanie znaleźć tańszy zamiennik chociażby peelingi w słoiczkach z Rossmanna jak ten TUTAJ. Z całego zestawu najmniej spodobał mi się krem,który pojawił się w poprzednim denku oraz olejek, ponieważ strasznie szybko się zużywał. Podczas jednego mycia wykorzystywałam jakieś 10-12 pompek. Myślę, że na piankę skuszę się jeszcze nie raz, a resztę sobie odpuszczę.
- THE BODY SHOP żel pod prysznic Virgin Mojito - ostatnio w moich denkach regularnie pojawiają się te żele, i mimo że uważam, że nie są warte swojej regularniej ceny, to jeśli tylko są oferty specjalne w TBS to się w nie zaopatruję. Wersja z mojito idealnie odświeżała, była nietypowa i energetyzowała. Sam żel jest wydajny, ma ładne i funkcjonalne opakowanie. Obecnie także używam żelu TBS.
- ALTERRA olejek do masażu Arnika - uwielbiam te olejki, za skład, za wygodnie opakowanie z pompką, za naturalne i kojące zapachy oraz za właściwości odżywcze dla skóry. Szkoda, że jeszcze nie ma w Polsce DM, bo na pewno kupiłabym go podobnie, teraz muszę czekać do najbliższej okazji na zakupy w DM...
- NEUTROGENA VISIBLY RENEW balsam do ciała - skład tego balsamu nie powała - zaczynał się parafiną, później było już tylko gorzej. Mimo to zużyłam go do nawilżania skóry nóg, szybko i w miarę bezboleśnie. Nie należał do kosmetyków wydajnych, ale ładnie pachniał i w miarę szybko się wchłaniał jak na swoją treściwszą konsystencję. Na pewno sama z siebie nie kupię ponownie.
- SEPHORA silnie oczyszczający żel Ekstrakt z zielonej herbaty - żel ten świetnie sprawdzał mi się w połączeniu ze szczoteczką Clarisonic. Jest na tyle gęsty, że nie spływał, ale nie za gęsty, więc bez problemu się pienił i oczyszczał skórę. Całkowicie domywał mi pozostałości podkładu, ale nie przesuszał mi sam z siebie skóry. Stosowałam go wyłącznie na wieczór, rano sięgałam po delikatniejszą piankę. Mam kolejne opakowanie w użyciu.
- GARNIER płyn micelarny 3w1 - uwielbianych przez wszystkich. Poza mną. Miałam go strasznie długo, bo nie chciało mi się po niego sięgać. Przede wszystkim nie wygląda estetycznie po jakimś czasie używania, miał dziwny ziemisty zapach i dużo mi się go wylewało na wacik. Dobrze zmywał, ale zdecydowanie wolę Biodermę, płyn L'oreala czy Bourjois. Nie zamierzam kupić go ponownie.
- AVA PORE REVOLUTION łagodząca pianka oczyszczająca - świetny produkt ro porannego oczyszczania twarzy - delikatny, nie przesusza, ale też czuć, że skóra jest czystsza i gotowa na krem na dzień i makijaż. Dodatkowo podobał mi się zapach i łatwość aplikacji. Możliwe, że kupię kiedyś ponownie.
- THE BODY SHOP VITAMIN C płyn peelingujący - cudowny kosmetyk, który mnie zadziwia z każdym użyciem. Koniecznie potrzebuję osobny post. W skrócie - żel nałożony na skórę powoduje rolowanie się obumarłego naskórka. Skóra jest gładsza, delikatniejsza w dotyku, lepiej przyjmuje wszystko co później na nią zaaplikujemy. Zaopatrzyłam się niedawno w nową butelkę, ale w innej wersji. Najważniejsze, że działa na podobniej zasadzie.
- KORRES WILD ROSE maska nocna - używałam tego kosmetyku jak regularny krem na noc, ale nie sprawdzał się u mnie tak, jakbym tego sobie życzyła. Trochę nawilżał, ale nie za bardzo, nie wyrównywał kolorytu ani struktury skóry, przynajmniej ja tego nie dostrzegałam mimo regularności stosowania. Mam jeszcze jedno opakowanie w zapasie, ale na pewno będzie to dla mnie doraźna maska, nie krem.
- GLAMGLOW maska oczyszczająca Supermud - pokochałam tę maskę, oczyszcza jak żadna inna, chociaż czasem może skórę chwilowo podrażnić przez zawarte w niej kwasy. Teraz występuje w większej pojemności więc jak tylko wykończę resztę masek tego typu kupię tę, w nowym opakowaniu.
- SEPHORA chusteczki do demakijażu Yuzu, Coconut Water, Pomegranate - chyba widać, że się polubiłam z nimi. Nie muszę specjalnie nic robić, tylko po ciężkim dniu siadam przy toaletce i wyciągam chusteczkę, która usuwa mi praktycznie cały makijaż. Oczywiście to co zostanie doczyści Clarisonic. Zdarzyło mi się nawet użyć ich do czyszczenia torebek i też delikatnie, ale skutecznie sobie z tym poradziły. Mam jeszcze inne wersje oraz bardzo popularną wersję peelingującą.
- DR. JART+ oczyszczająca maska w płacie Clearing Solution - pierwsze co rzuciło mi się w oczy to ilość 'serum', którym maska z mikrowłókien jest nasączona. Wszystko było mokre, aż ściekało mi po szyi. Po drugie - zapach, dzięki olejkowi z drzewa herbacianego mamy nie tylko działanie łagodzące, przeciwzapalne, ale także kojący zapach. Na pewno przetestuję inne wersje.
- SKINFOOD rozjaśniająca maska w płacie Lemon - kupiłam ją w promocji w Sephorze za 10,90 z 22 zł. Po jednym użyciu trudno wymagać spektakularnego efektu w kwestii kolorytu skóry, ale na pewno mogę powiedzieć, że cera była miękka w dotyku, nawilżona, promienna. Mam jeszcze jedno opakowanie, ale nie wiem czy przypadkiem nie były wycofywane podczas promocji, bo nie ma ich już na stronie sephora.pl.
- SEPHORA płatki pod oczy Avocado - te płatki myślę, że lepiej zastosować w celu regeneracji i odprężenia na wieczór, bo są dość bogate w konsystencji. Na dzień czy przed wyjściem mogą spowodować ważenie kosmetyków np. korektora. Bardzo lubię te płatki, działają, dobrze robią na moje zasinienia, ale są drogie w stosunku do tego co znajdziemy w Rossmannie. Mam jeszcze jedne, ale często po nie sięgam, właśnie ze względu na cenę.
- BALEA brązujący balsam do ciała Magic Summer - ten produkt uzmysłowił mi, że balsamy brązujące nie są dla mnie. Po pierwsze nie mam cierpliwości do stopniowej opalenizny, po drugie nie mam kontroli nad równomierną aplikacją, po trzecie nie mam czasu aby mieć pewność, że nie pobrudzę piżamy czy pościeli. Użyłam go raz czy dwa, a tak to leżał i się starzał. Leci do kosza, a ja zostaję wierna piankowym samoopalaczom.
- BEAUTY BLENDER gąbka do aplikacji podkładu Original - kiedyś liczyły się dla mnie tylko pędzle flat-top, teraz - wyłącznie BB! Najlepiej stapia podkład i korektor ze skórą, nakładam nim nawet puder w strategiczne miejsca i wtedy też wygląda to o niebo lepiej. Tę sztukę kupiłam jako pierwszy BB w mojej karierze w 2015 roku o ile dobrze pamiętam, ogrom czasu, biorąc pod uwagę fakt, że założona żywotność tej gąbki to 3 miesiące. Teraz mam zapas 3 i póki co nic nie zapowiada, żeby miało go coś zdetronizować.
- L'BIOTICA złuszczająca maska do stóp - już drugi raz stosowałam tę maskę i na razie to dla mnie najlepszy sposób na pedicure. Stosuję je mniej więcej co miesiąc, po ok. 6 dniach skóra mi się łuszczy, a po 2 tyg. moczę stopy w wodzie z solą do stóp i używam pumeksu. Muszę tylko wspomnieć, że nigdy nie miałam problemu z nadmiernym rogowaceniem. Na pewno kupię ponownie.
- BELL LOOK NOW! transparentny puder matujący - tani puder dostępny w Biedronce, dobrze matował skórę w strefie T i przedłużał trwałość w pozostałych miejscach. Pod oko zdecydowanie za suchy. Niska cena na plus, ale opakowanie przeciwnie. Wygląda tanio, niechlujnie, szybko się psuje. Jestem w trakcie używania kolejnej sztuki.
- NAIL TECH odżywka do paznokci suchych, kruchych lub twardych III - jestem kiepska w używaniu takich rzeczy, dlatego jeszcze zgęstniała odrobina zalega na ściankach butelki. Nie widziałam specjalnej poprawy w kondycji moich paznokci, ani tym bardziej różnicy między tą, a słynnymi odżywkami Eveline czy Sally Hansen. Nie kupię ponownie.
- ARDELL rzęsy nr 318 Accent Lashes - idealne rzęsy na co dzień. Ja ich tak często nie nosiłam, ale wiem, że wile osób tak robi. Pięknie wyciągają oko i dodają objętości rzęsom. Niestety cierpię z powodu niedbalstwa, ponieważ gubię rzęsy na potęgę i taka para często jest dla mnie jednorazową przygodą, co nie jest ekonomiczne. Oczywiście mam spory zapas w szufladach, więc jeszcze nie raz ich użyję.
- CATRICE Camouflage Cream (010 Ivory) - bardzo długo miałam ten kosmetyk, okazywał się niezastąpiony, gdy trzeba było wzmocnić krycie podkładu. Kolor jasny, wpadający w żółte tony. Mimo upływu czasu nie zmienił konsystencji, nie było potrzeby sięgać po Duraline. Teraz używam droższej wersji z Becca, ale na pewno jeszcze do niego kiedyś wrócę.
- SEPHORA korektory High Coverage (06 Light Beige oraz 20 Cream) - ten najjaśniejszy może być tańszym zamiennikiem dla Urbana, o którym za chwilę. Ma dobre krycie, zdecydowanie lepsze niż poniższy Catrice, wygodny aplikator, jasny kolor. Na minus jest dość gęsta konsystencja, która może wchodzić w załamania i 'ciastkować się'. Póki co nie zamierzam do niego wrócić.
- CATRICE korektor Liquid Camouflage (010 Porcellain) - nie rozumiem zachwytów nad tym produktem. Ani nie kryje rewelacyjnie, ani nie jest nadzwyczajnie długotrwały, a w dodatku ciemnieje. Jedyne co przemawia na jego korzyść to cena i dostępność (o ile nie jest wykupiony). Kupiłam, zużyłam, raczej nie wrócę.
- URBAN DECAY NAKED SKIN korektor (Fair Neutral) - uwielbiam, wygrzebałam go co do ostatniej kropli. Jest lekki, ale mocno napigmentowany, raczej się nie zbiera w załamaniach, o ile jest dobrze przypudrowany, ale najważniejsze - jest naprawdę jasny, więc nawet u takiego bladziocha jak ja daje efekt rozjaśnienia pod oczami. Używam kolejne opakowanie.
Teraz czas na nowe, dużo nowości przewija się ostatnio przez moje ręce.
Jak to wygląda u Was?
Pozdrawiam, Marta
Właśnie doszłam do wniosku, że muszę kupić nową szczotkę TT :D Sporo zużyłaś w grudniu :)
OdpowiedzUsuńTT jest niezawodny, ale nie niezniszczalny :D
UsuńMam to serum z Avon i też używam tylko ze względu na zapach :D Ten alkohol źle działa na moje włosy, więc rzadko sięgam po ten kosmetyk. Mam też puder z Bell i również bardzo się z nim polubiłam ;) A kupiłam zupełnie przypadkiem ;)
OdpowiedzUsuńJa też kupiłam ten puder przy okazji zakupów spożywczych, a został ze mną na dłużej. Z serum na końcówki nie rezygnuj, ja stosowałam po każdym umyciu i moje końcówki wyglądały o niebo lepiej, a ścinam włosy 1-2 razy w roku ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń